Każdy przeciętny człowiek boi się bólu. Nie lubimy wszystkiego, co może go spowodować: czy są to ukąszenia komara lub pszczoły, podrapanie przez kota, niechętnie poddajemy się wszelkim zabiegom medycznym, które wiążą się z jakimkolwiek doznaniem bólu: pobrania krwi, zastrzyki, podanie znieczulenia u dentysty, nie mówiąc już o wyrwaniu zęba, czy operacjach. Przeciętny człowiek znosi takie sytuacje, bo wie, że dane działania są konieczne dla jego zdrowia i funkcjonowania. Co jednak się dzieje, kiedy żadne racjonalne tłumaczenie nie wystarcza i i emocje biorą górę, uniemożliwiając leczenie?
Badacze oceniają, że nawet do 23% ludzi dorosłych odczuwa różnego rodzaju lęki w sytuacjach, które wymagają użycia igieł, utrudniające im lub wręcz uniemożliwiające korzystanie z pomocy medycznej. Igłofobii najczęściej towarzyszą objawy somatyczne: pocenie, mdłości, napinanie mięśni, poczucie paniki, przyspieszone bicie serca, wzrost ciśnienia krwi, po którym u niektórych osób może dojść do gwałtownego jego spadku, co prowadzi do utraty przytomności. Naukowcy przypuszczają, że ta ostatnia reakcja może mieć podłoże genetyczne, związane z zachowaniami pierwotnych ludzi, dla których był to sposób na przetrwanie. Tylko u niewielkiego procentu osób dochodzi do takiego zachowania, przy czym czasem trudno u nich rozpoznać, czy bardziej boją się igły, czy utraty świadomości. Jak się przypuszcza, u większości ludzi, którzy mają problem z poddaniem się zastrzykom, fobia rozwija się po jakimś traumatycznym przeżyciu związanym z igłami, często mającym miejsce w dzieciństwie. U osób z cukrzycą może pojawić się lęk przed samodzielnym zrobieniem sobie zastrzyku, napięcie zmniejsza się jednak w momencie, kiedy insulinę podaje ktoś inny. Mali pacjenci protestują przy zmianie wkłucia, znacznie rzadziej pojawiają się krzyki przy pomiarach cukru. Czy uzasadnione jest w takim razie mówienie o igłofobii u pacjentów z cukrzycą?
Zdarza się, że do gabinetu psychologa zgłaszają się rodzice małych dzieci (poniżej 6 roku życia) wyczerpani ciągłymi awanturami przy każdym pomiarze poziomu cukru, czy wymianie wkłucia. Dzieci uciekają, krzyczą, przytrzymywane wyrywają się, niektóre biją lub gryzą. Rodzice czują się bezradni a sama myśl o zbliżającym się dniu, kiedy dziecku trzeba wymienić wkłucie, napawa ich lękiem, co się będzie działo tym razem, jak zachowa się ich syn czy córka. Zapewnienia, że nic nie będzie bolało, nie pomagają. Niektórzy radzą sobie z taką sytuacją przeprowadzając całą “operację” w nocy, kiedy dziecko śpi i jest nieświadome tego, co się z nim dzieje. Może to jednak prowadzić do nowych kłopotów, jeśli dziecko zorientuje się, że rodzice zmieniają wkłucia w nocy. Takie maluchy odmawiają położenia się do łóżka, śpią czujnie, nie wysypiają się, a przebudzone robią dziką awanturę, nie patrząc na porę dnia i panującą ciszę
Co może prowadzić do braku współpracy dziecka w sprawie leczenia cukrzycy? Im młodsze dziecko, tym mniej rozumie racjonalne tłumaczenie rodzica. Co nie oznacza, że nie należy dziecku w przystępny sposób, czyli językiem prostym, dostosowanym do wieku dziecka, opowiadać, co będzie robione i dlaczego. Dla dziecka najważniejszym polem nauki rozumienia świata jest zabawa. Warto więc przy okazji tłumaczenia zabiegów związanych z cukrzycą odgrywać przy użyciu misia czy lalki scenki, jakie są udziałem małego pacjenta.
Dzieci najlepiej jednak rozumieją spokojną stanowczość rodzica. I tu pojawia się problem, szczególnie u mam, które pomimo że wiedzą, że muszą zmierzyć cukier, czy wymienić wkłucie, to jednak czują się przy tym źle. Mają poczucie, że krzywdzą dziecko, zadają mu ból. Nie mogą znieść płaczu dziecka, bo wywołuje u nich ogromne poczucie winy. Dla tych kobiet zabiegi związane z leczeniem cukrzycy u dziecka są sprzeczne z wizją macierzyństwa. Bo przecież rolą matki jest dbanie o potrzeby i ochranianie dziecka, a nie sprawianie mu cierpienia. Bywa też, że rodzice mają poczucie niesprawiedliwości, że ich dziecko zachorowało albo są przekonani, że ich działanie spowodowało chorobę, więc chcą ją córce czy synowi w jakiś sposób wynagrodzić. Kiedy mama ma sprzeczne myśli w głowie, to jej sposób zmiany wkłucia będzie mniej stanowczy i dłuższy a dziecko w jedyny dla siebie sposób będzie wyczuwać brak pełnego przekonania do tego, co rodzic robi i odpowiadać protestem, nasilając istniejące negatywne uczucia. Jeśli nie pojawi się u mamy przeświadczenie, że podawanie insuliny przy pomocy penów, czy pompy insulinowej oznacza miłość i troskę o dziecko, bo daje mu życie, to lepiej, żeby wkłucie, jeżeli jest to możliwe, wymieniała osoba, która ma w sobie taką pewność.
Kiedy rodzice zwracają się o pomoc do psychologa w sprawie zachowań dziecka przy pomiarach poziomu cukru, czy wymianie wkłucia, to natychmiast pojawia się pytanie, czy jest to sytuacja wyizolowana, czy dochodzi do podobnych reakcji przy innych okazjach. I jest grupa dzieci, dla których protest przy zabiegach związanych z cukrzycą, jest tylko jedną z wielu sytuacji, z którą rodzice mają problem. Tzw. mali tyrani wywołują awantury przy każdej okazji, kiedy rodzice próbują narzucić swoje zdanie, zmusić ich do wykonania czegoś, na co akurat w tym momencie nie mają ochoty.
Może być wiele powodów takiej sytuacji, ale najczęściej dochodzi do niej przy braku porozumienia między rodzicami, dotyczącego wizji rodzicielstwa (celów, metod, czego dziecku zabraniać i w jakim wieku, itd.), przekonaniu rodziców, że dziecko, które protestuje, jest silne, bo pokazuje własne zdanie, lub przy wcześniejszym pomyśle - zanim syn czy córka zachorowało na cukrzycę – na bezstresowe wychowanie dziecka, a w związku z tym braku konsekwentnych zakazów i nakazów, a także przy rekompensowaniu dziecku choroby. Zdarzają się też konflikty między pokoleniami (dziadkowie-rodzice), gdzie jedna strona na coś pozwala, gdy druga zakazuje. Dzieci szybko uczą się, że płacz, krzyki są dobrym sposobem, żeby rodzice zmienili zdanie i zgodzili się na to, na co akurat ich córka czy syn mają ochotę. Sytuacja, kiedy mamy do czynienia z małym tyranem, wymaga zmiany podejścia rodziców, co zwykle oznacza przyglądanie się z psychologiem, z czego wynikają postawy rodziców, czemu służą, co można w danej sytuacji zrobić.
“Nigdzie sam nie wyjedziesz, dopóki nie nauczysz się zmieniać wkłucia!” – krzyczy matka nastolatka, który pomimo że jest już całkiem samodzielny w innych sprawach, to tutaj ciągle oczekuje pomocy rodzica. “Nie pójdziesz do koleżanki, jeśli sama nie będziesz zmieniać wkłucia” – inna matka tłumaczy swojemu dziecku decyzję o braku zgody na nocowanie u przyjaciółki. “Kiedy ja się boję sam/a to zrobić” – słyszą matki w odpowiedzi od swoich córek czy synów.
I rzeczywiście boją się. Tylko czego? Czy naprawdę chodzi tylko o lęk przed ukłuciem, czy dochodzą też inne czynniki. Są dzieci, którym trudno jest pierwszy raz przełamać się i zrobić samodzielnie zastrzyk czy zmienić wkłucie, szczególnie jeśli mają opinię wrażliwych. Częściej jednak problem leży gdzie indziej. Dla każdego dziecka, nawet już dorosłego, ważna jest reakcja rodzica, jego zadowolenie, choć z wiekiem uczymy się radzić również z ich mniej przychylnymi opiniami. W związku z tym, jedne dzieci boją się, że zrobią źle wkłucie i ich rodzice będą krzyczeć, nawet jeśli nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Im większa u dziecka potrzeba zadowolenia rodzica, tym może mieć większy problem z samodzielnym wykonywaniem różnych zadań, bo efekt nigdy nie będzie wystarczająco dobry. Niektóre dzieci martwią się, że mogą coś źle zrobić przy wymianie, co doprowadzi do negatywnych konsekwencji dla ich zdrowia. Duża grupa młodszych nastolatków boi się samodzielnego wyjazdu, szczególnie jeśli nie będzie na nim właściwej opieki medycznej, czyli osób, które mają wiedzę na temat cukrzycy typu 1. Dla nich nieumiejętność zmiany wkłucia stanowi świetną wymówkę, żeby nie skorzystać z wyjazdu bez przyznania się otwarcie do lęku o swój stan zdrowia. Identyfikacja powodów stanowi klucz dalszego postępowania. Pierwsza grupa wymaga oddziaływań prowadzących do zmiany obrazu rodzica i relacji z nim, dla dwóch pozostałych ważne jest uznanie obaw. Dzieci mają prawo się bać. Jeśli rodzice wiedzą, czego dotyczą lęki, to łatwiej będzie znaleźć sposób na ich zmniejszenie. Dzieci np. łatwiej uczą się od innych niż własnych rodziców, warto więc, żeby pielęgniarka lub lekarz prowadzący pokazali właściwy sposób zmiany wkłucia, np. w trakcie hospitalizacji z powodu corocznych badań kontrolnych. Wyjazd na kolonie dla dzieci z cukrzycą może być etapem przejściowym między spędzaniem czasu z rodzicami a samodzielnością w cukrzycy.